Michi ;D
Gość
|
Wysłany: Śro 17:59, 10 Lut 2010 Temat postu: Denvill |
|
|
Nowa seria.
Legenda:
Rok tysiąc dziewięćset czterdziesty piąty, szesnasty czerwca. Oto data zapamiętana przez każdego mieszkańca Denvill. Tego dnia cały dom, na krańcach miasteczka rozdzierały krzyki rodzącej kobiety. W Denvill narodziny dziecka zawsze były czymś wspaniałym, niemal cudem. Nie dziwne więc, że w niedużej izbie zebrało się wiele osób. Krewni, przyjaciele i rzecz jasna doktor cały dzień i wieczór wyczekiwali, by zobaczyć nowo narodzone dziecię. W końcu krzyk ucichł. Kobieta opadła z sił. Wyzionęła ducha. A jednak - każda śmierć niesie ze sobą nowe życie. Doktor wstał, trzymając w ramionach niesamowicie ciche niemowlę - i niemal nie wypuścił go z rąk, gdy tylko otworzyło oczy. Wokół niesamowicie czerwonych źrenic jak ogniste języki tańczyły złote pasma.
Dziecko wychowała stara kobieta - jedyna, która przeciwstawiła się zabiciu go. Jego życie nie było szczęśliwe. Ludzie unikali go. Szydzili z niego. Kiedy wyszły na jaw jego niezwykłe, magiczne zdolności - zdarzały się nawet próby morderstwa.
Kiedy młoda wiedźma była w wieku osiemnastu lat, jej umiejętności rozwinęły się, zdawały się sięgać zenitu. Przerażenie ludzi również. W końcu, gdy wróciła do domu znalazła zwłoki swojej opiekunki, jedynej osoby, która jej nie odrzuciła. Wściekłą kobietę ogarnęła żądza zemsty. Zaczęła zabijać. Śmierć spotkała wszystkie dzieci poniżej piętnastego roku. Wielu ciał nigdy nie znaleziono, inne były tak zmasakrowane, że ledwo dało się je poznać. Czarownica zniknęła w lesie. Mówi się, że żyje w nim samotnie... do czasu, aż ktoś ją wywoła, by znów zaczęła mordować krewnych morderców jej przybranej matki oraz wszystkich, którzy starają się ją złapać.
Prolog:
Jack i jego siostra, Dayana Willson oraz Tony Jensen wkradają się do piwnicy starego Marcosa Jensena. Znajdują się tam świece, sól, karty oraz stara, skrywana przez lata księga. Rozpoznają ją z łatwością - wielka, krwisto czerwona, ze złotymi, łacińskimi napisami na grubej okładce. Dayana drży, podnosząc ją ze starej, drewnianej szafki i zdmuchując kórz.
- Chodźmy stąd. - jej szept rozbrzmiewa w pustym pomieszczeniu, jak najgłośniejszy krzyk. Napięcie sięga zenitu.
- A co? Boisz się? - jej brat kpi, wykrzywiając usta w wrednym uśmiechu.
- Nie... ale musi być powód ich strachu - dziewczyna zadrżała, patrząc na pierwszą stronę księgi. To na niej miało znajdować się zaklęcie przywołujące wiedźmę. Nagle Tony skoczył na nią, łapiąc ją za plecy. Pisnęła.
- Buu... - zaśmiał się. - Myślałaś, że to wiedźma?
- Zawsze wiedziałam, że z ciebie palant - syknęła, odsuwając się od niego. Patrzyła, drżąc lekko, jak jej brat kreśli pentagram na podłodze drrewnianej posadzki, następnie rozpala na jego środku świecę.
- To jakieś stare bujdy, nie martw się, siostra - poczochrał ją po chwili i wrócił, by rozłożyć odpowiednio karty. W końcu stanął przed pentagramem. Tony po jego prawej. Dayana położyła przed nimi książkę i drżącym głosem odczytała:
- Mori... appaero... interficio... veni - złapała rękę brata, wstając. Powtórzyli to razem.
- I to by było na tyle, jeśli chodzi o twoją straszną wiedźmę. Wygrałem zakład - uśmiechnął się Jack, kiedy przez jakąś minutę nic się nie działo.
Świeca zgasła. Światło zgasło. Nikt nie zdążył nic powiedzieć, usłyszeli krzyk. Rzucili się ku schodom. Wiedźma pozwoliła uciec jedynie dziewczynie. Żeby powiedziała, że ONA wróciła? Bardzo możliwe. Kiedy grupa dorosłych weszła do piwnicy w poszukiwaniu dzieci, znaleziono tylko zmasakrowane zwłoki.
Zapraszam ^^ ww w. denv i ll. fora .pl
|
|